Jakoś tak wyszło
Od kiedy pamiętam byłem dzieckiem nadpobudliwym ruchowo – co nie znaczy, że miałem ADHD. Lubiłem, wręcz uwielbiałem się ruszać choć nigdy nie maiłem idealnej sylwetki. Zawsze miałem brzuszek, ale jakoś nie przeszkadzał mi w tym by grać dobrym poziomie w siatkówkę, czy osiągnąć sukcesy na poziomie krajowym w Taekwon-do. Wychowanie fizyczne lubiłem, bo spotkałem odpowiednich ludzi na drodze. Zwłaszcza wfista z mojego LO, który zachęcił mnie do studiów na AWF, a następnie stał się moim dobrym znajomym.
Studia skończyłem 9 lat temu. Teraz na własnej skórze doświadczam roli nauczyciela i osoby, której zadaniem jest przekazywanie wiedzy i wyposażanie podopiecznych we właściwe nawyki ruchowe. Powiem wam nie jest łatwo. Obecna młodzież to nie są dzieciaki urodzone w latach 80′ i na początku lat 90′, kiedy to nie było tysiąca kanałów w TV, smartfonów – zwykłe komórki wchodziły dopiero na rynek i miały rozmiary prawdziwej cegły. Wchodziło się na drzewa, skakało przez rzekę i miało jeszcze milion innych pomysłów by nie siedzieć na tyłku w domu. To był inny świat. Teraz często trzeba walczyć z uczniem choćby o to by zabierał z domu strój do ćwiczeń. Jak zmienić ich podejście do zajęć, co zaproponować innego, co sprawiłoby, że uczniowie chętniej by uczestniczyli w zajęciach.
Konferencyjnie
Jak wspomniałem wcześniej obecnie wychowanie fizyczne to często orka i to na kamienistym gruncie. Próbą naprawienia tego stanu często są konferencje metodyczne, które mają na celu naświetlić rzeczywisty obraz w jakim znajduje się wychowanie fizyczne w naszym kraju oraz podpowiedzieć rozwiązania jak ten stan naprawić.
Gdy pojawiła się możliwość uczestnictwa w dniach 13-14 maja w Białej Podlaskiej w XI Międzynarodowej Konferencji Metodyczno-Naukowej „Dokąd zmierza współczesne wychowanie fizyczne? – propozycje zajęć fakultatywnych” – to musiałem to wykorzystać. Z założenia miała ona już jeden wielki plus – większość zajęć była praktyczna, a wykłady stanowiły tylko mały fragment przedpołudniowych bloków tematycznych. Może nie we wszystkich można było uczestniczyć czynnie, bo w niektórych przewidziane były grupy młodzieży szkolnej, które służyły za „żywy” organizm, na którym prezentowano pewne propozycje zajęć. Jednak zdecydowana większość była przeznaczona dla nauczycieli prowadzących wychowanie fizyczne oraz studentów tego kierunku, którzy w niedalekiej przyszłości będą pracować w szkołach. Jak zapewne się domyślacie pojawiłem się na niej by zdobyć nową wiedzę i umiejętności oraz by przypomnieć sobie pewne rzeczy, ale o tym przeczytacie już poniżej.
Mała patologia
Niestety w większości placówek które sprawują opiekę nad przedszkolakami jest źle, nawet bardzo źle. Bardzo jaskrawo pokazujący to przykład został przytoczony na konferencji, a dotyczył on gdańskich przedszkoli. Oficjalnie w 100% placówek dzieci są aktywne ruchowo oraz nabywają wiedzę i umiejętności z zakresu szeroko pojętej kultury fizycznej. A w samych przedszkolach tworzy się warunki sprzyjające rozwojowi dziecka. A jak wygląda prawda? Ćwiczenia poranne oraz gimnastyczne w przedszkolach niemal nie istnieją, około połowa wprowadza gry i zabawy ruchowe, rytmikę i gimnastykę korekcyjną.
Jeszcze gorzej jest w nauczaniu wczesnoszkolnym. Tutaj przykład był jeszcze bardziej drastyczny – obejmował on grupę ponad 1000 dzieci dwukrotnie przebadanych w wieku 6 oraz 10 lat. Domyślałem się, że wyniki nie będą optymistyczne, ale to co usłyszałem przeraziło nawet mnie. 47% dzieci miało niższą sprawności krążeniowo-oddechową w wieku 10 niż 6 lat, analogicznie 24% na takim samym poziomie i tylko 29% miało ten wskaźnik wyższy niż przy pierwszym badaniu. Z czego wynikają tak słabe wyniki większości uczniów? Główny powód – to niestety pozostawienie przedmiotu wychowanie fizyczne nauczycielom nauczania początkowego, którzy nie posiadają tak szerokiego przygotowania w zakresie rozwoju fizycznego dziecka jak nauczyciele WF, a przez to nie potrafią w pełni sprostać wymogom rozwojowym dziecka.
Wyższa patologia
Miałem tę przyjemność, że przez czas studiów na bialskim AWF – zwłaszcza w ciągu 3 pierwszych lat miałem aż nadto godzin wychowania fizycznego. Sporty indywidualne, gry zespołowe, do tego teoria związana z całym procesem nauczania. Dodatkowo niemal codziennie wieczorami spędzałem dwie godziny na sali gimnastycznej – takiej prawdziwej z przyrządami do konkurencji gimnastycznych, plus uczestniczyłem w treningu Taekwon-do. Krótko mówiąc wychowanie fizyczne na AWF-ach aż kipi życiem.
A jak to wygląda na pozostałych uczelniach? Niestety chyba jeszcze bardziej blado niż w przedszkolach i na etapie nauczania wczesnoszkolnego. Aż tak źle? Niestety! Ustawa o Szkolnictwie Wyższym poprzez swoje niejasne zapisy dopuszcza do jeszcze większych patologi. Wychowanie fizyczne to z jednej strony przedmiot obowiązkowy, z drugiej zapisy ustawy nie precyzują w jakiej formie i zakresie godzinowym zajęcia mają się odbywać. Znajdą się tacy, dla których miganie się od ruchu jest na rękę, ale jest duża grupa studentów narzekających na uczelnie, które… swoim postępowaniem wręcz zniechęcają ich do zajęć sportowych. Na co 10 uczelni w ogóle nie ma zajęć WF.
Czym to skutkuje?
Przeniesienie zajęć wychowania fizycznego na późniejsze semestry znacząco zmniejszyło nabory do akademickich sekcji sportowych, konsekwencją tego jest również niższa liczba sportowców biorących udział w sporcie akademickim. Obiekty sportowe często przez stoją niewykorzystane. Spada liczba pracowników uczelni odpowiedzialnych z przeprowadzenie zajęć WF, dodatkowo nie mają oni odpowiednich warunków do rozwoju naukowego. Prawdziwe wychowanie fizyczne często jest fikcją, a zastępują je zajęcia teoretyczne. Najsmutniejszy wniosek pozostawiłem na koniec – z roku na rok zmniejsza się liczba studentów kierunku wychowanie fizyczne, nie mogą oni znaleźć pracy w swoim zawodzie gdyż ich stanowiska dostają osoby bez odpowiednich kwalifikacji.
Wychowanie fizyczne inaczej
Konferencja miała za zadanie dać uczestnikom odpowiedź jak urozmaicić wychowanie fizyczne w szkole poprzez zajęcia fakultatywne, które mogą być lepiej dopasowane do sprawności fizycznej i potrzeb uczniów oraz ich zainteresowań. Wśród czterech fakultetów – turystycznego, sportowego, rekreacyjno-zdrowotnego oraz tanecznego uczestnicy niemal dowolnie mogli wybierać zajęcia, w których poznać można było wiele na co dzień niedostępnych lub rzadko widywanych form ruchowych.
Nie bądź palant
Jeśli chodzi o dostęp do rozmaitych gier, zabaw i innych form ruchowych można było naprawdę przebierać do woli. Pierwszego dnia uczestnicy mieli do dyspozycji fakultet turystyczny oraz sportowy. Team building w formie zadań survivalowych, różnorodne formy Nordic Walking, doskonalenie techniki jazdy rowerem – poprzez ćwiczenia w parach i trójkach. Gry rekreacyjno sportowe jak ringo, pięstówka, korfball, frisbee, kapsle, goalball, mini tenis czy tchoukball, z którym spotkałem się pierwszy raz. Dla piłkarzy, siatkarzy, koszykarzy oraz ręczniaków także się coś znalazło.
Drugi dzień otworzył fakultet rekreacyjno-zdrowotny, w którym praktycznie w całości uczestniczyłem. A w nim ponownie team building oraz łotewskie gry i zabawy ludowe. Zajęć z samoobrony nie mogłem odpuścić, zwłaszcza że sam prowadzę takie zajęcia. Nareszcie mogę także wspomnieć o palancie, gdzie rywalizowały ze sobą mieszane grupy studentów, absolwentów oraz wykładowców – wielka beczka śmiechu, ponad godzina rywalizacji na przyjacielskim poziomie i „piątka” ze wszystkimi na zakończenie. Tę grupę zamknęły zajęcia eisstock, którego a jakże musiałem spróbować oraz badminton wręcz fenomenalnie poprowadzony, bo w zajęciach udział wzięło ponad 50 osób. Dzień zakończył blok taneczny, a że ja jestem „anty” tancerz to zostałem tylko biernym obserwatorem tej części. Osoby, które mają to we krwi, poczuły się jak w niebie – salsa, łotewskie tańce folkowe oraz fitness z wykorzystaniem stepów opanowały parkiet.
Łyżka dziegciu w nauczycieli
Nie od dziś wiadomo, że nauczyciele to jedna z najgorszych grup do wszelkich szkoleń. Większości wydaje się, że są mądrzejsi od wszystkich, a na szkoleniach, kursach i konferencjach nic nie trzeba robić, bo skoro się zapłaciło to poco się starać, zdobywać nową wiedzę – „papier” i tak się należy. Lepiej na wykładach rozmawiać z psiapsiółami, bawić się fonem i obmawiać tych, co biorą udział w fakultetach – zwłaszcza gdy coś komuś słabiej wychodzi, bo jak wiadomo sami są o wiele lepsi, ale poco się zmęczyć czy spocić. Zamiast tego sami mogli by ruszyć swoje tyłki i pokazać co potrafią. To niepierwsza konferencja, której jestem uczestnikiem i widzę podobne zachowania.
PS Dzięki Aśka (Homoturisticus.pl) za wyciągnięcie na konferencję – było warto.